Nowy problem w nieruchomościach

Banki stoją w obliczu kolejnej fali złych długów związanych z nieruchomościami: tym razem chodzi o efekciarskie biura, a nie o podupadłe domy.

Uwaga na nieruchomości komercyjne
Na rynku nieruchomości komercyjnych, podobnie jak na rynku domów, kredyty były łączone i przepakowywane w skomplikowane instrumenty finansowe, znane jako papiery komercyjne zabezpieczone hipotecznie (CMBS), których liczba niewypłacalności obecnie rośnie.
I tu także ceny były windowane za pomocą pożyczonych pieniędzy. Dzięki taniemu finansowaniu inwestorzy mogli stosować trick polegający na spłacaniu odsetek z czynszu i jeszcze mieć nadzieję na zysk kapitałowy. (...)
Rośnie nowa bańka?
Dobra wiadomość jest taka, że na większości rynków ten boom nie zaowocował nadmiarem nowych budynków. Na tym jednak dobre wiadomości się kończą. Odsetek niewykorzystanych powierzchni biurowych rośnie szybko. A w niektórych branżach, takich jak bankowość inwestycyjna, popyt może nigdy nie powrócić do poziomu ze szczytu.
Konsekwencje tej bańki mogą długo ciążyć rynkom finansowym. Wall Street świętowała powrót indeksu Dow Jones Industrial Average powyżej poziomu 9 tys. punktów. Pierwszy raz minął on jednak tę granicę w kwietniu 1998 roku.
Podobnie jak z giełdą może być z nieruchomościami. W Japonii ceny ziemi wciąż są około 60 proc. Niższe w porównaniu ze szczytem osiągniętym w roku 1991.
Na początku tej dekady amerykańscy nabywcy domów czerpali fałszywe poczucie bezpieczeństwa z często powtarzanego faktu, że na poziomie krajowym ceny domów nie spadły od II wojny światowej. No to teraz spadają.
Obecnie transakcje na rynku nieruchomości komercyjnych zamarły, bo właściciele chcą uniknąć sprzedawania ze stratę. Właściciele ci pośrednio zakładają, że odbicie jest już blisko, ale spowolnienie może okazać się długotrwałe.
Taka sytuacja może spowodować dalsze szkody w bankach. Wszystkie złe wiadomości mogą nie byś jeszcze odzwierciedlone w ich bilansach. Choć musiały przyjąć na siebie cios związany z papierami wartościowymi, takimi jak CMBS, banki zazwyczaj się nie spieszą ze spisywaniem na straty kredytów nieruchomościowych. Gdy jednak przyjdzie do ich refinansowania, straty trzeba zapisać, chyba że właściciele zdobędą więcej kapitału.
Banki znów mogą stracić
Richard Parkus, analityk Deutsche Bank, szacuje, że amerykańskie banki mogą w ostatecznym rozrachunku ponieść straty w wysokości 200 – 230 miliardów dolarów na kredytach związanych z nieruchomościami.
Większość tych strat obciąży prawdopodobnie konto małych, regionalnych banków, a nie gigantów z Wall Street, które cierpiały w ubiegłym roku.
To jednak nie zmienia faktu, że amerykańskie władze staną wobec dylematu, jeżeli straty te okażą się potencjalnie śmiertelne.
Czy pozwolą upaść tym bankom, wychodząc założenia, że są zbyt małe, by je ratować, nawet jeżeli ich bankructwo zaszkodzi gospodarkom regionów, które obsługują? Jednocześnie, jeżeli będą chciały ratować banki, czy znajdą się na to środki?
Globalny wymiar
Ten dylemat może przybrać rozmiary ogólnoświatowe. Spowolnienie na rynku nieruchomości komercyjnych ma szerszy zasięg geograficzny niż w przypadku pęknięcia bańki na rynku domów.
Ceny i czynsze już spadły w azjatyckich centrach finansowych, takich jak Hongkong i Singapur oraz w krajach rozwijających się w rodzaju Indii i Chin, oraz w państwach europejskich, między innymi w Hiszpanii i Irlandii.
Największe niebezpieczeństwo może polegać na odmowie przyjęcia do wiadomości skali problemu. Niektóre kraje zaczynają się budzić. W Wielkiej Brytanii, gdzie ceny spadły prawie o połowę, duże grupy nieruchomościowe podnoszą kapitał, by wzmocnić swoje bilanse, raz tną ceny, by przyciągnąć zagranicznych kupujących do Londynu.
Jak pokazuje przykład Japonii, krótki gwałtowny spadek cen jest lepszy niż przewlekłe zaciemnianie obrazu i zaprzeczanie prawdzie.

Źródło: Rzeczpospolita, The Economist, 3 sierpnia 2009.,


<< powrót do listy artykułów

Kontakt:

zdjęcie Kamila Branecka

Kamila Branecka

Dyrektor ds. Sprzedaży i Najmu

Zadaj nam pytanie



* pola oznaczone gwiazdką są wymagane